poniedziałek, 26 listopada 2012

 ~4

Poszliśmy razem do parku. Steven i Izzy poszli do sklepu po alkohol. Ja musiałam zostać z Alex i Duffem i udawać, że nie widzę co razem wyprawiają. Jakoś patrzenie jak moja najlepsza przyjaciółka obmacuje się z jakimś facetem, którego prawie nie zna nie jest zbyt przyjemnie, ale w końcu każdy ma prawo robić co chce, prawda? Usiadłam na trawie.
Kiedy do nas doszli Izzy od razu podał mi mojego kochanego nightrain'a. Wzięłam duży łyk, chciałam się porządnie nawalić. Wszystko jakoś mnie wkurwiało.
- Co tego Ci było trzeba? - puścił mi oczko Steven.
Przytaknęłam patrząc dziwnie na blondyna. Izzy wybuchnął śmiechem.
- Adler, ona ma cie za debila. - zaśmiał się ponownie.
- Spierdalaj.
Popatrzył na mnie z wyrzutem i usiadł na ławce oddalonej od nas jakieś 8 metrów.
- Może go przeproś. - powiedziałam.
- Po co? Przejdzie mu.
- Skoro tak sądzisz...
Usiadł koło mnie i podpalił papierosa.
- Chcesz? - zapytał podając mi paczkę. Odmówiłam.
- Uważam, że powinieneś do niego iść. - wróciłam do tematu.
- Mówię Ci nie martw się o niego.
- To twój przyjaciel, to ty powinieneś się o niego martwić.
Wstał i popatrzył na mnie.
- On się tak zachowuje, bo mu się podobasz. No a po tobie widać, że nie jesteś zainteresowana, więc staram się go zgasić.
- Zostaw to mi, a teraz idź do niego.
Nic nie mówiąc odszedł. Usiadł koło Stevena i klepiąc go po ramieniu mówił coś. Adler zaczął się uśmiechać i zerkać w moją stronę. Miałam tylko nadziej, że nie nagadał mu jakiś głupot.
Kiedy wrócili do mnie Steven się głupio uśmiechał. Lubiłam ten śmiech, był taki zarażający, ale starałam się zachować twarz i nie odwzajemniłam mu uśmiechu.
- I co? - zapytałam.
- Co ma być? Jest w porządku. - Izzy usiadł znów koło mnie i zabrał mi moją butelkę. - Można prawda?
- Nie! Oddawaj!
Próbowałam mu ją wyrwać, ale był za silny. Napił się i oddał mi ją perfidnie się uśmiechając.
- Mogłeś sobie kupić. - wytarłam butelkę.
- Miałem nadziej, że się podzielisz.
- To się myliłeś.
Zapadła cisza.
- Violet, a bierzesz? - zapytał Steven przerywając ciszę.
- Czy ćpam? - przytaknął. - Nie.
- Grzeczna z ciebie dziewczynka.- wyszczerzył się.
- Byś się zdziwił.
- No nie wiem. To ta...no...koleżanka twoja...
- Alex. - przerwałam Izziemu.
- Tak, tak Alex. To ona się wydaje bardziej niegrzeczna, a i tak niczego wyjątkowego nie robi. Tylko się puszcza. Dziwka.
- Nie mów tak o niej!
- No właśnie Stradlin, trochę szacunku do kobiet.
- E tam pieprzyć je. - spojrzałam na niego pytająco. - To znaczy, bez urazy oczywiście.
- Pieprzony dziwkarz.
- Kurwa no, one same tego chcą. Że są głupie to już nie moja wina.
- Ty nie jesteś wcale od nich mądrzejszy...
Odwrócił się ode mnie. Niech się teraz obraża. Czemu kobieta, która sypie z wieloma mężczyznami jest dziwką, a facet który robi to samo dostaje pochwały od swoich kolegów? Najwidoczniej dla takich to zaliczenie jakieś pustej laski jest szczytem chwały.
- Teraz jak małe dzieci będziecie się obrażać?! - powiedział Steven. - To, że macie inne zdanie nie znaczy, że musicie się tak zachowywać, to śmieszne. Mnie ktoś ciągle obraża, ja jakoś nie biorę tego do siebie. A gdy ktoś o tobie coś powiewie Izzy od razu fochy strzelasz. To jest zabawne i to cholernie.
Popatrzyłam z dumą na Adlera. Może to co powiedział nie było najmądrzejsze na świecie, ale się postawił i to było ważne.
- On ma racje Izzy. - złapałam go za ramię.
- Wiem - schował głowę w dłoniach, śmiejąc się.
- Z czego się śmiejesz?- zapytałam.
- Ze Stevena. - popatrzyliśmy na niego pytająco. - Jest taki śmieszny gdy coś mówi na poważnie.
- Wcale nie!
- Teraz ty będziesz się zachowywał jak 'małe dziecko'?
- Mam do tego prawo!
- Masz, ale nie znaczy, że musisz się tak zachowywać. Pamiętasz?
Przytaknął niechętnie i usiadł koło nas na trawie. Dalej się całkiem nieźle bawiliśmy. Śmialiśmy się i robiliśmy sobie żarty z Alex i Duffa. To było dobrze spędzone popołudnie.
Do domu odprowadził mnie Izzy, który wyznał, że nie obraża się zawsze gdy ktoś coś o nim powie gdy mu się coś nie spodoba, tylko moje słowa go tak zabolały. Nie rozumiałam czemu akurat moje, ale to że nie przejmuje się zawsze co o nim powiedzą, wydało mi się szczere i nie dziwne, raczej normalne.

sobota, 24 listopada 2012

 ~3

Weszłam po cichu do domu, by nikogo przypadkiem nie obudzić. Przebrałam się w piżamę i położyłam się do łóżka. Szybko zasnęłam.
Obudził mnie mój tata, który wszedł do mojego pokoju.
- Violet, wstawaj, masz gościa.
- Co? Kogo? - przetarłam oczy i usiadłam.
W drzwiach zobaczyłam Alex. Uśmiechnęła się do mnie łobuziarsko i weszła zamykając za sobą drzwi.
- Czemu tak wcześnie? - zapytałam.
- Wcześnie? Jest prawie 11.00. - usiadła koło mnie i zrobiła słodkie oczka. Robiła tak zawsze gdy chciała mi coś powiedzieć, ale się bała mojej reakcji.
- Coś się stało?
- Nie...Pamiętasz te ciacho?
- Chodzi ci o tego wielkiego faceta z blond farbą? - zaśmiałam się. - No nie ważne. I co z nim? - dodałam gdy poczułam na sobie srogi wzrok mojej przyjaciółki.
- Jest zajebisty.
- Nie obchodzi mnie to. - położyłam się, przytulając poduszkę. - Idę spać.
- Szkoda, że wyszłaś, było fajnie. Upiliśmy się, mnie i Duffa, coś połączyło. Rozumiesz, nie?
Tak rozumiem, puściłaś się z nim.
- Wolałabym nie rozumieć. - wymruczałam.
- A ten Steven o Ciebie pytał. Czemu poszłaś itd. Martwił się, że coś zrobił nie tak, ale go uspokoiłam.
- Praktycznie z nim nie gadałam, więc nie wiem o co mu mogło chodzić.
- A ten drugi?
- Daj mi spać.
- Ale nie możesz. Zaraz mamy wychodzić. Umówiłam nas na podwójną randkę.
- Że co?!
Podniosłam się i stanęłam przed nią. Czy nie mogła zrozumieć, że żaden Duff, Izzy i Steven mnie nie interesuje?
- Cieszysz się?
- Nie, kurwa! - wrzasnęłam.
- Zrób to dla mnie, proszę.
Świetnie, będzie mnie brać teraz na litość?!
Podeszłam do swojej szafy i wyciągnęłam ciemne spodnie i bluzkę z logo Ramones. Zaczęłam się ubierać.
- Co Ty robisz? - zapytała niepewnie.
- Ubieram się.
- Ale chyba nie tak. Lepiej załóż coś bardziej seksownego.
Nie zamierzałam się stroić, ale za namową Alex założyłam czarną, krótką i obcisłą sukienkę na ramięczka, ramoneskę i martensy. Przynajmniej buty udało mi się wywalczyć. Zaznaczyłam jeszcze oczy czarną kredką i pomalowałam usta jasno różową szminką. Zjadłam jeszcze 2 kanapki i wyszłyśmy.
Pod moim domem stał Steven, Izzy, Duff oraz jakiś chłopak z czarnymi lokami razem z jakąś dziewczyną.
Alex od razu podeszła do Duffa i go pocałowała. Ja przywitałam się z resztą. Slash, ten nowo poznany chłopak z lokami, poszedł gdzieś z tą dziewczyną. Więc skład był taki jak wczoraj w barze.
Nie miałam ochoty z nimi gadać, dlatego szłam tylko obok nich. Alex była zajęta blondasem. Steven i Izzy gadali razem.
Myślałam o moim ojcu. Kiedyś byłam z nim blisko,a teraz nawet nie gadamy. Brakuje mi tego jak czytał mi wieczorem bajeczki, jak urządzaliśmy wycieczki rowerowe i chodziliśmy do wesołego miasteczka. Teraz mam ochotę uciec z domu, przez tą dziwkę, która się tam zagnieździła. Nie ma gdzie mieszkać, czy co?
- Znaliście kiedyś kogoś kto by wam strasznie uprzykrzał życie i nie mogliście się go pozbyć? - zapytałam wszystkich. Sądząc po ich minach byli zdziwieni.
- W sumie to tak. Nasz kumpel Axl. - odezwał się Izzy, po czym on, Duff i Steven zaczęli się śmiać.
- Co z nim? - odezwała się Alex.
- Jest troszkę wkurzający. - wytłumaczył Duff. Przytaknęła.
- A tak w ogóle to gdzie wczoraj kochana Violet poszłaś? - podszedł do mnie z uśmiechem Adler.
- Musiałam wrócić wcześniej do domu.
- Dlaczego?
- Bo dostałam szlaban, a wymsknęłam się z domu i chciałam wrócić zanim mój ojciec zdąży się zorientować.
- O 3.00? - wtrącił brunet.
- No...
- Ma problemy ze snem czy co?
- Jego kurwa budzi się o 5.00 i biega przez godzinę, a mój ojciec ją pilnuję.
- Że co?! - Izzy wybuchnął śmiechem.
- Różnie w życiu bywa.
- Dobrze, dobrze, nie denerwuj się. - uśmiechną się się do mnie.

piątek, 23 listopada 2012

 ~2


 Nienawidzę mojego ojca. Dał mi szlaban, bo nazwałam dziwkę dziwką. Jest sobota, powinnam się szykować do wyjścia ze znajomymi, a nie siedzieć w domu i nic nie robić. Ale mam to gdzieś i wyjdę z domu robiąc im na złość.
Założyłam czarne cienkie rajstopy, krótką czarną spódnice, białą luźną bluzkę i moje ulubione buty na obcasie. Natapirował lekko włosy, się umalowałam i wyszłam przez okno.
Szłam ciemną ulicą w stronę domu mojej koleżanki, po drodze zahaczyłam o sklep i kupiłam fajki.
Kiedy doszłam, drzwi otworzył mi młodszy brat Alex, Bryan. Podkochuje się we mnie od kilku lat, niestety nie umawiam się z młodszymi braćmi moich przyjaciółek, z naciskiem na młodszymi. Miał blond grzywkę, duże niebieskie oczy i był nie zbyt wysoki. W butach na wysokim obcasie byłam od niego wyższa.
- Ja do Alex. - powiedziałam.
- Jest u siebie w pokoju. Wchodź.
Weszłam dość śmiało. Ich dom był niewielki, ale bardzo zadbany i jasny. Przeszłam szybko do pokoju Alex.
- Czy twój brat musi się na mnie tak gapić?
- Violet, co ty tu robisz?
- Przyszłam do Ciebie, kochanie. Ubieraj się wychodzimy.
Wstając popatrzyła na mnie pytająco. Sięgnęła do szafy po bardzo krótkie dżinsowe spodenki i bluzkę na ramiączka, która odsłaniała brzuch.
- Wyglądasz jak szmata. - mówiąc podeszłam do niej.
- Ty też.
Założyła swoje szpilki i poprawiła przez lustrem włosy.
- Dzięki. - uśmiechnęłam się do niej słodko. Lubiłyśmy tak wyglądać. Przyciągałyśmy w ten sposób uwagę ludzi, a szczególnie głupich pijanych facetów z których uwielbiałyśmy się śmiać.
Poszłyśmy do jednego z najpopularniejszych barów w Los Angeles. Usiadłyśmy przy barze i zamówiłyśmy drinki.
- Nie mogę się upić, żeby nie stracić poczucia czasu.- zaczęłam.
- Czemu?
- Mam szlaban. Będę musiała wrócić zanim się obudzą.
Zapaliłyśmy papierosy.
- Nazwałam czarownice dziwką. - Alex wybuchła śmiechem. - Nienawidzę tej kurwy.
- Za dwa miesiące już jej nie będzie.
- No nie wiem, planuje zostać moją mamusią. - wytrzeszczyła oczy.
- Jak to? A jak będziesz miała rodzeństwo?
- Zawsze chciałam mieć brata...
- Nie wiem czy będzie ci się chciało słuchać jak ciągle ryczy. Ja tego nigdy nie mogłam znieść. A w dodatku moja matka jest znowu w ciąży.
Alex ma 4 rodzeństwa. Starszego brata, Bryana oraz  8 i 5 letnią siostrę.
- Niech już przestaną.
- To im to powiedz. - zaśmiałyśmy się obydwie. - Patrz! - wskazała na jakiegoś przechodzącego wysokiego chłopaka. - Fajny.
- Średni.
- Nie znasz się. - wzięła duży łyk swojego drinka i poszła w stronę tego faceta, który usiadł z trzema innymi.
Obserwowałam całą sytuacje. Coś do niego mówiła, okręcając sobie kosmyk włosa wokół palca. Po chwili odwróciła się w moją stronę i dała mi znak żebym do nich przyszła. Więc wzięłam do ręki swój napój i ruszyłam kręcąc biodrami.
- To jest właśnie moje koleżanka, Violet. - przedstawiła mnie Alex.
Z daleka nie zauważyłam, ale jednym z tych chłopaków, był Steven, który mnie zaczepił dziś rano.
- Ty jesteś tą dziewczyną. - powiedział przyglądając mi się.
- Tak to ja. - odwróciłam wzrok.
- Tak czy siak, Violet, jestem Duff.- przedstawił się chłopak, do którego kilka minut temu podeszła moja towarzyszka.
- Jestem Izzy. - przedstawił się chłopak w ciemnych włosach.
Ta, miło mi. - powiedziałam w obojętnością. Nie miałam ochoty z nimi siedzieć, ale chyba nie miałam wyboru. Usiadłam koło Izziego, a Alex obok Duffa i co chwile się obmacywali.
- Skąd się znacie? - zapytał mnie i Stevena, Izzy.
- Chciałem od niej fajki, ale mnie pogoniła. - odpowiedział z uśmiechem blondyn.
- Fantastyczna historia.
- No nie wiem. Nie lubię jak jakiś kretyn się mnie uczepia jak zmęczona idę do domu. - powiedziałam z wyrzutem patrząc na Stevena.
- No przepraszam.
- E tam było minęło, nie ważne już.
- No widzisz Adler koleżanka Ci wybaczyła. Głupi ma zawsze szczęście. - uśmiechnął się do mnie brunet. Odwzajemniłam mu uśmiech.
- Pieprz się Stradlin.
- Violet, ile masz lat?
- 16.
- I wpuścili cie?
- Jestem dobrą aktorką. - uśmiechnęłam się odpowiadając Izziemu. - A wy ile macie lat?
- Ja prawie 21, a Stradlin 23. - wtrącił Steven.
- Dzięki adwokacie. - zaśmiał się mówiąc.
Zapadła cisza, którą wykorzystaliśmy na picie alkoholu. Spojrzałam na zegar wiszący na ścianie, było już po 3.00.
- Musze już iść.
- Co? Czemu? - zapytali razem.
- Przepraszam, ale muszę. Pa.
Wstałam i pomachałam do nich. 
Także ten,to znowu ja.
Oks,więc podziele sie dzisiaj z Wami pierwszą częścią,mojego opowiadania.Jest amatorskie,cóż pisane przez czternastolatkę ._. na wstępie muszę jednak uprzedzić Was,ze mam skłonnośc do pisania o latach 80-tych :3
Opowiadanie jest o zespole Guns N'Roses,nie róbcie mi tego i powiedzcie ,że znacie ;]

Zwięźle podsumuwując miłego czytania :3 

                                                      

Była 5.00 nad ranem, wracałam właśnie z imprezy mojego kumpla. Zapewne wyglądałam jak jedno wielkie nieszczęście. Włosy miałam strasznie potargane, rozmazany makijaż, poplamioną bluzkę, do tego głowa mnie cholernie bolała. Po prostu kocham mieć kaca... Szłam zataczając się po Sunset, gdzie na szczęście było jeszcze mało ludzi.
Idąc usłyszałam, że ktoś na mnie gwizdnął. Odwróciłam się, był to jakiś blond pojeb, który podszedł do mnie.
- Masz papierosy?
Myślałam, że go zabije. Marze tylko o wygodnym łóżku, oczy mi się same zamykają, a on z jakimiś pierdołami wyskakuje.
- Nie, nie mam!
- Co tak się denerwujesz, kochana.
Odwróciłam się od niego i zaczęłam znów podążać drogą do domu. Nie miałam ochoty prowadzić z nim jakiś głupich dyskusji. Niestety ucieczka mi się nie udała i zatrzymał mnie, łapiąc mnie za ramię.
- Czego chcesz? - zapytałam.
- Chce fajki.
- Mówiłam Ci, że nie mam.
- Jak to? Wali od Ciebie petami na kilometr.
- Może mi się skończyły?! Zostaw mnie w spokoju!
Uśmiechnął się, ale tak bardzo szczerze i przyjaźnie, że sama też się uśmiechnęłam.
- Nazywam się Steven i przepraszam, że Cie tak męczę, ale nikt nie chce dać mi fajek, a nie mam przy sobie kasy żeby je kupić i...
- Naprawdę muszę już iść, pa.- przerwałam mu.
Odeszłam od niego i poszłam szybko do domu. Trochę mi było żal tego Stevena, bo wiem jaki to ból, kiedy się chce zapalić, a nie ma się czego, ale w końcu nie jestem po to żeby stawiać wszystkim papierosy.
Kiedy byłam już w domu, miałam siłę tylko dość do łóżka.
Obudziłam się po 14.00. Od razu poszłam do kuchni i wzięłam jakiś lek przeciw bólowy, który popiłam całą butelką wody mineralnej. Zrobiło mi się lepiej, do czasu gdy do kuchni nie wlazła laska mojego ojca.
- Gdzie byłaś?! Tata się o Ciebie martwił?! - krzyknęła.
- Zamknij się! - złapał za obolałą głowę.
- Tylko mu wstyd przynosisz!
- Wstyd to ty mu przynosisz, puszczalska dziwko.
Mój ojciec jest dość znanym biznesmenem w Los Angeles. Moja mama umarła kilka lat temu na raka, od tego czasu do domu są sprowadzane same dziwki, przynajmniej tak wyglądają. A ta, która z nami mieszka jest chyba najgorsza. Ma się za moją matkę i mówi co mam robić, co mnie wkurwia w niej najbardziej. Ale będzie jeszcze gorzej, bo mój ślepy ojciec jest w niej tak zakochany, że zamierza z nią wziąć ślub. Życie jest niesprawiedliwe.


Raindance,ukłon.


Hej,zaczynam prowadzić tego bloga dziś w te,zwykłe listopadowe południe.
Jest 11 ileś tam i siedząc już tydzień w pustym domu z herbatą w rękach lekko zaczęło mi sie nudzić.
Taki czas,pogoda skłonna do przenoszenia chorób i ot co,wszyscy w łóżkach ._.

Nie chcę tu pisac jak to jest źle na świecie,jak to cierpię że Obama został prezydentem zamiast Romneya (szczerze to mi to zwisa) czy jaka to straszna jest szkoła.nie uważam świata za taki zły.Btw odbiegłam od głównego tematu.Na blogu będę zamieszczała moje prace,opowiadania (czasem też wiersze,ale nie nastawiajcie sie zbytnio,że bedą motywem przewodnim) oraz rysunki.

Znowu plotę 3 po 3,oh ._.
Ah,zapomniałam sie przedstawić.Inez,zgadnij płeć.Moge być obojnakiem,spoczi :3
Ale z tego co wiem,jestem dziewczyną ;3
Raindance Maggie,ukłon.